To było prawdziwe wyzwanie! Zamówienie oraz wstępny szkic zostały mi przedstawione już wczesną jesienią. Życzeniem K, miałam stworzyć dość swoiste ubranko - pokrowiec na narzędzia do motocykla. O bardzo konkretnych wymaganiach. Na tyle duże, by zmieściły się w nim wszystkie elementy. Jednocześnie na tyle małe, aby całość wpakowała się zgrabnie w niewielką przestrzeń motocykla.

Kilka dni temu, w drodze do pracy, z radia zaatakował mnie pierwszy koncert fortepianowy Czajkowskiego. To jeden z tych kawałków tzw. muzyki poważnej, który rozpoznaje się po pierwszych taktach. Charakterystyczne grzmiące akordy. Plus widok zza autobusowego okna. Aż się chce dopisać słowa do tego walenia w klawisze:
Słońce, deszcz, mgła
Słońce, deszcz, grad
Słońce, deszcz, wiatr
Ewidentnie, to jest utwór o walce. O ciężkim boju, w jakim powołują się do życia przebiśniegi, wiosna, dzieła sztuki. Tygiel. Dlaczego mówi się: "W marcu jak w garncu"? Tylko dlatego, że powiedzenie: "W marcu jak w pierwszym koncercie fortepianowym Czajkowskiego" jest ciut za długie ;-)
A o to właśnie chodzi, coś się kotłuje, bulgocze, gotuje. Śnieżyca spada na pierwszą trawę, zima kontratakuje, by za chwilę ustąpić znów promieniom słonecznym. Nowe wyłania się w potwornym zamęcie, wykluwa się z ciemności, wyszarpuje siłą swoje istnienie...
Z takiej czarnej zimowej czeluści, w bólach tworzenia, narodził się w końcu projekt dla mojego Mistrza :-) Za bazę posłużył fragment czarnego sztruksu, z zasobów Mamy K. Wszystkie chromowane elementy zostały karnie poustawiane w swoich celach i przypięte szpilkową strażą. Aby zapobiec ucieczce niesfornych lokatorów, brzegi kwatery wzmocniono szeregiem plastikowych wieżyczek - połową zamka błyskawicznego. Najbardziej newralgicznej krawędzi pilnuje dodatkowo obszycie ze skóry oraz czarny rzep. Całość została przestrzelona w każdym możliwym kierunku długimi seriami automatycznych szwów. Mam nadzieję, że to pacyfistyczne więzienie dla kluczy szybko się nie rozleci.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz