środa, 3 marca 2010

Księgowy Łastoczkin

Dziś jest Międzynarodowy Dzień Pisarzy. Czy blogger jest pisarzem? Chyba tak, a już z pewnością ma większe prawo do tego święta, niż np. pisarz wojskowy :-)
Taki księgowy to też właściwie pisarz, bo codziennie produkuje zestawy słów na potrzeby rożnych swoich księgowych (a chciałoby się rzec: księgarskich ;-)) Bardzo Ważnych Obowiązków.

A na dodatek, i w księgowości, i w pisarstwie pojawiają się elementy absolutnie niewytłumaczalne i zaskakująco zagadkowe. A wtedy i pisarz, i księgowy przecierają oczy ze zdumienia. Taki księgowy Łastoczkin, na przykład. Była umowa z wielkim zagranicznym artystą od czarnej magii? No była, musiała być spisana. A gdzie jest? Nie ma. I tu biedny Łastoczkin otwiera szeroko i bezradnie swoje ramiona, przyodziane w urzędową koszulę. Czary.

Może nie jest to akurat najważniejsze, ale jego służbowa rubaszka jest zaopatrzona w fachowe i praktyczne czarne zarękawki na gumce. (Proszę zobaczyć: "Мастер и Маргарита", odc. 5, około 35 minuty.) Takie ochraniacze są po prostu niezastąpione w pracy biurowej, więc nie mogłam się im - jako biuralistka - oprzeć. Cudowne połączenie bajronicznej formy i urzędowej schludności. Skleciłam więc naprędce, przedwczoraj, księgową koszulę z zarękawkami, na stałe wszytymi w rękawy.


A dlaczego pusta w środku? A czemuż to na miejscu Prochora Piotrowicza, Przewodniczącego Komisji Nadzoru Widowisk, siedział bezludny garnitur w prążki i pracowicie wypełniał papiery pustym mankietem? I jeszcze rugał niewinną niczemu, szlochającą Annę Ryszardownę, osobistą sekretarkę? Bo go diabli wzięli! Jak każdego kancelistę, prędzej, czy później ;-)

Zniknięcie z własnego przyodziewku to chyba i tak lepsze rozwiązanie. Bieganie po Twerskiej w samej bieliźnie (lub nawet bez), co przytrafiło się zachłannym na paryski glam, moskiewskim szafiarkom, po pokazie czarnej magii i jej, jakże wstydliwym, zdemaskowaniu, to dopiero gorsz(ąc)a sprawa.

Nie znam osoby, której przynajmniej raz w życiu nie dopadł sen, że znajdując się wśród ludzi, w centrum miasta, nagle konstatuje własną goliznę. Wyjątkowo dotkliwe doznanie. Pewnie Freud wymyśliłby coś maniakalnego na ten temat.
I ja nie raz borykałam się ze swoją nagością w onirycznym tramwaju, lecz to pikuś, w porównaniu z inną obsesją. Jako amatorska krawcowa, poznając od podszewki (sic!) wykrój, dobierając nici, guziki i składając te puzzle w strój, nieustannie boję się jednego.
Że pewnego pięknego dnia, w samym centrum miast i wsi, na skutek bliżej nieokreślonej Mocy, moje kreacje rozpadną się na części pierwsze! Wszystkie szwy puszczą, nici w magiczny sposób znikną a fragmenty stroju rozlecą się na wszystkie strony, pozostawiając właścicieli w zaskoczonym negliżu.

Może to skutek znajomości tematu? Człowiek napatrzy się na te papierowe nieodgadnione, tajemnicze kształty, rysuje, wycina, układa, znów wycina. Zestaw zajęć zaawansowanego przedszkolaka, a przecież dzieciństwo to freudowskie źródło wszystkich naszych manii :-) Na przykład wykrój księgowej koszuli - czyż nie wygląda jak jakiś przekombinowany test Rorschacha?


A może, po prostu, winna jest zbyt bujna wyobraźnia, połączona z lękiem o poziom osobistych zdolności? Może to cena, jaką musi zapłacić każdy, kto chce czynić coś twórczego? Strach pomyśleć, jakim fobiom trzeba się będzie poddać, aby osiągnąć poziom mistrzowski. Poeta Bezdomny ganiał po Moskwie w kalesonach i z obrazkiem świętego, przypiętym na klacie, domagając się pięciu motocykli z karabinami. Szalony? No, zamknęli go w domu wariatów. Ale jeśli to właśnie on jest duchowym ojcem alladynów i t-shirtów z nadrukiem?

Swoją drogą, nigdy nie myślałam, że Bułhakow tyle napisał o odzieży :-)
Co prawda, jako mężczyzna, posiada zupełnie inny punkt widzenia ("twoja sukienka przed czasem zdradza mi to, co mnie czeka być może jeszcze dziś", słowami innego mistrza). Mężczyzna podobno przygląda się damskim kreacjom z inżynierskim zacięciem, zastanawiając się nad sprawą nadrzędną: jak się z tego wyciąga kobietę? Bułhakow też dociera do tej kwestii. Dlatego Hella paraduje tylko w maleńkim fartuszku na biodrach i ulicą Twerską obywatelki truchtają w samych reformach. A Małgorzata zniewala swoim opętańczym śmiechem, latając na miotle nad Moskwą kompletnie nago...

Michaile Afanasjewiczu, pisarzu niezrównany, gdziekolwiek jesteś, z okazji Międzynarodowego Dnia Pisarza, składam ci hołd. Czegoś ty się napalił? Powtórzę za Maleńczukiem: też tego chcę ;-)

p.s. Małgorzata uszyła dla swojego Mistrza czapeczkę, wyhaftowaną złotą nitką.
Ja mam ambicję stworzenia pokrowca na motocyklowe klucze, dla K.
Fotka pojawi się, gdy tylko dzieło ujrzy światło dzienne :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz