piątek, 24 grudnia 2010

Swiąteczne Inspiracje

Co świętujemy?

Odpowiedź niby jasna - narodziny dziecka w stajence.
I może coś więcej? Kolejny początek wszystkiego. Narodziny nadziei, inspiracji, pragnienia, idei...

Ludzie zwykle sądzą, że stworzenie potomka to najwyższy akt kreacji. A przecież z prawdziwą twórczością, tą z krainy duszy, prokreacja nie ma nic wspólnego! Jak akt czysto biologiczny można porównać do emanacji umysłu?

Tak sobie myślę, że każde działanie, wypływające z pozytywnej, wewnętrznej inspiracji, jest cennym stworzeniem. Przejawem ludzkiej duszy. Gdy tworzę, czuję, że istnieję naprawdę.

I nieważne, czy moje dzieła przetrwają sekundy czy lata. Nie ma znaczenia ich wartość określana w euro lub w złocie. Zaistniały przez ułamek wszechczasu. I to jest ich święto.

Tegoroczna choinka narodziła się w głowie K i powstała w jego sprawnych dłoniach. Prawdziwe arcydzieło modern art, z siatki na króliki i świetlnego węża. W roli dzwonków, szykowna, wieczorowa spódnica T, uszyta z myślą o sylwestrowo-karnawałowych parkietach.

I jeszcze jedna "inspiracja od wewnątrz" - zamiast papierowych opakowań - w tym roku nasze prezenty dla rodziny dostały czerwone, workowate ubranka. Niezwykle proste w wykonaniu, niesłychanie wygodne w noszeniu. Szyjąc je, wspomniałam moje krawiecki początki :-)

Wszystkim Wesołych Świąt. Niech żyją Narodziny. W naszych głowach ;-)

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Jak ta Lala

Na wczesnym etapie życia nurtowała mnie pewna kwestia natury nadrzędnej. Podejrzewam, że przynajmniej połowa ludzkości (ta dysponująca macicą), z niewielką ilością przeżytych lat na koncie, rozpatruje to samo zagadnienie. Nie są to szczegółowe badania terenowe, z wykorzystaniem dotacji unijnych i fachowego sprzętu. To raczej dyskretne i samotne rozważania w zaciszu własnej sypialni.

Co robią nasze lalki, kiedy nas nie ma w domu???

Wykorzystując piękne zlecenie pięcioletniej Laury, na wykonanie kompletnej garderoby dla dwóch lal, postanowiłam w końcu uporać się z odwiecznym dylematem. Aktualny świat wyposażył nas w spore możliwości inwigilacji. Dzięki ukrytym kamerkom, które mój wiodący agent K rozmieścił w naszym domu, udało się dokonać epokowych obserwacji.

Oto sekretne życie lalek:



p.s.
Dla małej Lali postanowiłam złamać moje żelazne zasady.
Jej lalki dostały w prezencie i buty, i bieliznę z metką made by eMMa.
W końcu zasady są także po to, by je łamać :-)

wtorek, 14 grudnia 2010

Interior Tailor

Ho, ho, ho... Nadciąga czas wielkiego, świątecznego ubierania. W kolejce do wypacykowania, przed bożonarodzeniowym pokazem mody, czekają szeregi choinek, kominków, poduszek, okien, stołów wigilijnych tudzież stolików do kawy. W ruch pójdą serwety z Mikołajem, stroiki z igliwiem, anielskie włosy i krynoliny światełek. Każdy pokój pragnie świątecznej przebieranki.

Przy okazji, z odmętów pamięci powychodziły rozliczne wnętrzarskie wyroby. Wysuwające się spod maszyny do szycia, nowe szaty krzeseł, okien, stołów, łóżek. Można by chyba urządzić spory pokój, umeblowany wyłącznie sprzętami, wystrojonymi w moje twory. Może nawet niezły ze mnie krawiec wnętrz, taka lokalna wersja interior tailor.

No to urządzamy!
Pokój jest okrągły, z oknami dookoła, z uwagi na nieprzeliczoną ilość tiulu, szyfonu, bawełny i lnu we wszystkich kolorach tęczy, którymi dekoruję kolejne salony i sypialnie. Jak w Polskiej Kronice Filmowej, przesuwają mi się przed oczami kolejne obrazy. Kiedyś przeistoczyłam sofę w kwiatki w minimalistyczne łóżko, z użyciem błękitno-zielonego pokrowca. Materac z gąbki przekreowałam na japońskie tatami, z pomocą pomarańczowego, niebieskiego i żółtego płótna. Z resztek materiału powstał obraz, jedyny strój na ścianę w kolekcji moich wnętrzarskich ciuchów. Zachód słońca nad morzem.

Krzesła T dostały jednoczęściowe lniane wdzianka, a kiedy z nich wyrosły, uszyłam im polarowe bikini w kolorze kawy z mlekiem. B także zapragnęła odziać swoją jadalnię, więc jej krzesła ubrałam w proste koszule z grubej, pastelowej bawełny, a stół dostał obrus maxi. Siedziska w koszulinach wyglądały jak chłopskie dzieci, ale B doszydełkowała im koronkowe kamizelki, w których spokojnie mogą iść na Pasterkę.

Osobną dziedziną wnętrzarskiego krawiectwa jest pokój dziecięcy. Mam już na koncie poszewki z frotki w misie i chmurki. Kolorowe prześcieradełka na gumce. Szykowne, lniane ubranie na wiklinowy kosz, który z pokolenia na pokolenie niańczy kolejne oseski, uszyłam pod czujnym i wymagającym okiem Gosi. Płócienna barykada, przeciwdziałająca nocnemu wypadaniu Ali z łóżeczka, to mój najnowszy produkt z tej branży. Wykonany ściśle wg fenomenalnie inżynierskiego rysunku Wojtka, w który wgryzałam się o wiele dłużej, niż w jakiekolwiek wykroje Pisma ;-)

Czy ktoś wie, że w moim portfolio znajduje się wystrój tekstylny całego domu? Przepięknej, wiktoriańskiej rezydencji dla lalek, którą z pietyzmem poskładał niegdyś ojciec K, dla wnuczek. Wyposażonej w elektryczność i odrobinę magii, która jak nic innego pasuje do Bożego Narodzenia. Uszyłam mu firanki, zasłonki, obrusy, ręczniki a nawet dywan. To było cudowne zajęcie :-)

I może wystarczy tej autoreklamy. Zdaje się, że mam szansę na kilka zleceń. Po przeanalizowaniu zawartości tego bloga, Ania uznała, że prawdopodobnie jestem w stanie uszyć narzutę na jej tapczan. Dla Gosi mam stworzyć panele na okna, a Hania rozważa możliwość zamówienia u mnie zasłon.

Tylko nie wiem dlaczego, w oknach naszego mieszkania, całe lata smętnie wiszą za długie “gotowce” z Ikei? Szelkami przypięte do żabek... Że szewc bez butów?

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Mikołajka

Dawno, dawno temu była sobie czerwona sukienka. Nazwano ją Lady in Red i była pierwszą bohaterką tego bloga. Prawdziwą królewną. Świat ujrzał ją tylko raz, na rodzinno-karnawałowo-walentynkowym balu. Przetańczyła całą noc i powędrowała na dno szafy. Wszystko przez okrutne Zasady, które rządzą moim światem bez cienia litości. Dla czerwieni nie ma miejsca w żadnej z pór roku. Lady in Red próbowała przeciwstawić się groźnej hemofobii, lecz jej wczesna, pionierska misja była skazana na niepowodzenie :-(

Na szczęście jej historia kończy się happy-endem, jak na prawdziwą bajkę przystało. J przygarnęła ją życzliwie, zgodnie ze swym przewrotnym założeniem, że ubrania uszyte specjalnie dla niej są porażką, ale te, które otrzymuje “w spadku”, są skrojone idealnie. Lady in Red znalazła nowy dom i nowe ciało.

A w moich zasobach nadal pozostał szmat czerwonej bawełny i przeleżał prawie rok, oczekując swojego przeznaczenia. Pomysłów było sporo. Miała być bluza dla K, pod kolor oprawek okularów. B miała otrzymać czerwoną niespodziankę. Potem obiecałam J krwistą wersję letniego “pipołka”. Pewnej nudnej, listopadowej soboty, wystawiłam ich wszystkich do wiatru i skroiłam z czerwieni nową sukienkę. Dla siebie. Kieckę do walki z wiatrakami chromofobii.

Jest trochę zagubiona, jeszcze nie wie, czy przypadł jej w udziale los zimowy czy letni. Nieświadomie wykorzystuje zamęt, jaki zapanował w żelaznych zasadach. W kalendarzu jesień więc powinien obowiązywać look brązowo-fioletowy w stylu boho/angielska wieś. Jednak to, co za oknem, sprawiło, że w szafie zainstalowały się już ziomalskie komplety czarno-białe. Nowa sukienka doskonale wyczuła moment. Szóstego grudnia, odważnie nawiązując do symboliki przerośniętego krasnala, od którego zwykliśmy wyczekiwać prezentów, postanowiła ujawnić się światu w roli Mikołajki:

Skoro jest Mikołaj biskupi, Mikołaj w krasnej szlafmycy z pomponem a nawet Zielony Mikołaj, oraz całe stada Mikołajek, roznegliżowanych jak Słoneczny Patrol, znajdzie się też miejsce dla Mikołajkowej Spedytorki. Mocno zmartwionej ilością prezentów, które trzeba posortować i dostarczyć w terminie. Które przesyłki są od prawdziwego Mikołaja? Na rampie pełno śniegu, sanki znowu spóźnione a renifery zalatują grzańcem galicyjskim tudzież Łącką. Klienci mało grzeczni, jakby nie zauważyli zimowej aury. Chyba nie wszyscy zasłużyli na podarek. Logistyczna centrala pęka w szwach a Mikołajkowa Spedytorka smuci się, bo w wielkiej zaspie prezentów nie ma jej imienia :-(

Tymczasem prawdziwy Mikołaj nie śpi jak niedźwiedź pod śniegiem, tylko szusuje po białych stokach z duchem czasu! W chwili, gdy Mikołajka ubolewa, nad swym zapomnianym losem, dociera do niej mail o treści “Otrzymałaś prezent z Księgarni eClicto”. Podpisane - Mikołaj. On nie traci czasu na przepychanie się przewodem wentylacyjnym, skoro współczesność oferuje mu światłowody. Nie zdaje się na wątpliwą terminowość firm spedycyjnych, jeśli może dostarczyć prezent jednym błyskawicznym kliknięciem. Niech żyje nowoczesność! Niech żyje Święty Mikołaj! Niech żyje czerwień!