poniedziałek, 29 marca 2010

Wiosna, panie sierżancie

Opowieść o spodniach mojej roboty, pozostających na ciężkiej służbie w jednostce K.

Występują:

Zakrótki - najstarsze, spośród żyjących, spodnie K. Niegdyś zielone. Nogawki od początku na bakier z długością, potem tylko gorzej.

Chemik - bezpośredni następca, także zielony. Oryginał. Sporo kieszeni, zaszewki w kolanach i połowa szwów na lewą stronę.

Khaki - spodnie zeszłoroczne. Kieszenie po bokach i odpinane na zamek nogawki dają im pierwszeństwo we wszelkich spływo-żeglarsko-leśno-ogniskowych pochodnych harcerstwa.

Pustynna Burza - letnia wersja unisex. Kolor piaskowy, materiał lekki. Bardzo szerokie nogawki stały się kiedyś przyczyną dość zabawnego wypadku.

Galowy - kamuflaż dekoracyjny, w wersji biało-czarnej, wyjściowej. Design stylowy, zamki na wierzchu i czarne paski dla ozdoby.

niedziela, 21 marca 2010

Guns N'Roses


O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju,
Pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju!

O wiosno! kto cię widział, jak byłaś kwitnąca


Tyle wieszczu Mickiewicz. Dlaczego wiosna i wojna razem? Skąd u nas historyczne koneksje kwiatów i broni? W rodzimej twórczości ludowo-patriotycznej, co i rusz wyrastają takie korelacje. Rozkwitają pąki białych róż, a Jasieniek wciąż nie wraca z wojenki . Na Monte Casino kwitną czerwone maki. A chabry są, oczywiście, z poligonu.

U nas, w Polsce, wiosną kobiety wiły wianki a mężczyźni czyścili broń. Ruszały hufce krokusów i żołnierzy. Jak tylko puszczały mrozy i wysychały pośniegowe błota, rozkwitały wiosenne ofensywy na obydwu frontach. Tym kwiatowym, i tym wojskowym.

Jeśli chodzi o front roślinny, sprawa jest prosta. Zakwitający świat jest świetną inspiracją dla mody. W wiosennych trendach co roku pojawiają się łączki, róże i inne bukiety. Tak było, jest i będzie. Nie ma tu żadnej filozofii. My, kobiety, po prostu lubimy rozkwitać :-)



Materiał na dwie Kwiatostanowe sukienki kupiłam, bo przypominał mi obrus w róże, z którego dawno temu uszyłam hippisowską kieckę do ziemi. Podobnie jak Scarlett o'Hara, która w czasie wojny secesyjnej machnęła kreację z zasłony, miałam niegdyś przyjemność uszyć sukienkę z tkaniny obiciowej a także z flanelowych kalesonów, o czym może kiedy indziej :-)

To też dla nas, kobiet, cecha znamienna - potrafimy sobie poradzić w najróżniejszych warunkach i wykorzystać to, co jest pod ręką. No bo skąd w ogóle wziął się w modzie trend militarny, który znów tej wiosny bezpardonowo zaatakował nasze szafy? W czasie II Wojny Światowej, wobec kryzysu i nawoływania do poświęceń, kobiety zakładały mundury, a te które zostały w domu szyły ubrania z wojskowych battledressów. Po każdej stronie frontu, babki umiejętnie przeszywały żołnierskie kurtki na żakiety, wykorzystywały armijne plecaki i pasy. Potrzeba matką wynalazków. A potem ruszyły w świat długie kolumny bojowych sukienek ;-)



O ile Kwiatostanowa była dla B wiosenną niespodzianką, o tyle sukienki-Żołnierki projektowałyśmy razem. To było bardzo fajne i twórcze zajęcie, które wspominam z przyjemnością. Usiadłyśmy z kilkoma numerami Pisma i - omawiając każdy szczegół po kolei (patki, kieszonki, kontrafałdy) - stworzyłyśmy projekt naszej własnej sukienki militarnej. B wybrała czerwień, w której wygląda jak brytyjski generał. Mnie przypadł maskujący zielony, w którym przypominam rekruta. No cóż, w wojsku obowiązuje przecież ścisła hierarchia.

Nasze sukienki wiszą w szafach daleko od siebie. Czasem, może w nocy, westchną z tęsknoty. Czekają - jak ich właścicielki - na kolejne spotkanie, na radość oraz dyskretną lustrację, czy ta druga aby dobrze wyprasowana, czy nie przyplątała się jej jakaś plamka albo nie odpruł podkład. Tylko takie problemy mogą mieć współczesne kreacje.

I, chociaż wokół wiosna radosna i wypada tylko wpaść w zachwyt między kwiecie, może warto wspomnieć inne czasy. Kiedy nie było beztroskiej zabawy przy tworzeniu militarnej kiecki. Kiedy szyciu towarzyszył lęk o najbliższych, o przyszłość, o życie. A zmartwieniem sukienek mogło być to, czy w ogóle się spotkają. Czy nie zostaną zniszczone, poszarpane, splamione krwią...

Wśród feerii wiośnianej, jedna chwila dla kobiet, które swoją wiosnę poświęciły czemuś bardzo ważnemu. Gdzie bylibyśmy, gdyby nie one?

środa, 17 marca 2010

Dziewczyna Motocyklisty

(ostatnia część marcowego Tryptyku Narzędziowo-Techniczno-Mechanicznego)

To było do przewidzenia. Motór, jak tylko zobaczył swoje nowe ubranko, zapragnął natychmiast pokazać się w nim na mieście. Na nic zdały się nasze tłumaczenia, że jeszcze zima trzyma. Uparł się! Że niemożliwe, aby w połowie marca jeszcze leżał śnieg. Że dosyć wegetacji w ciemnym garażu, pod nudnym, ciągle tym samym pokrowcem, dosyć dyskusji. On wyjeżdża.

Dopiero jak na własny reflektor zobaczył białą drogę i poczuł pod kołami lód, spuścił z obrotów. I jeszcze ta gęsia skórka na oponach... Wymruczał, że może on jednak jeszcze wróci pod swoje cieplutkie okrycie i zdrzemnie się troszkę. Przypomniał, że ma na wiosnę obiecane nowe sakwy, a może nawet gmole i bagażnik. Dlatego podpisał się obydwoma kołami pod hasłem akcji Wiosno napierdalaj


Postanowiłam towarzyszyć mu w tej przedwiosennej przebieżce, w odpowiednim ubiorze, rzecz jasna :-)
Skórzany strój (spokojnie, skóra sztuczna) został uszyty na potrzeby ostatniego Sylwestra. W połączeniu z łańcuchową biżuterią i szpilkami miał mnie przeobrazić w nieco autoironiczną wersję Dziewczyny Motocyklisty :-)

Kamizelka jest zapinana na gruby zamek błyskawiczny, który otacza całe brzegi kaptura. Nie mogło zabraknąć klubowego logo mojego Motocyklisty. Spodnie znienacka okazały się przydatne na co dzień. Sztuczna skóra jest elastyczna i dość wygodnie się ją nosi, choć można się w niej nieźle spocić. Taka przedwiosenna sauna wyszczuplająca ;-)

Nie tylko motór zerwał się przedwcześnie. Ta sesja fotograficzna kosztowała K sporo wysiłku, bo o tej porze zwykle tkwi w głębokim (zimowym) śnie. Dziękuję, K, za poświęcenie :-*
Fotka będzie mi przypominać, że Dziewczyną Motocyklisty nie bywa się od czasu do czasu, kiedy ciepło i wygodnie, lecz JEST się nią przez cały rok!

sobota, 13 marca 2010

Galeria_B Inżynierka

To jedna z pierwszych (o ile nie pierwsza) kreacja dla B. Wykrój został wypatrzony w Piśmie (6/2003, Wkr. 125). Co ciekawe, do dziś - między kartkami - zachował się jego papierowy model.

B była wtedy u progu kariery - młodziutka pani inżynier, po studiach na politechnice. Specyfika pracy nie pozwalała jej na rozbuchane falbankami krynoliny, które mogłyby wzbudzić wesołość wśród kadry doświadczonych w fachu facetów. Zresztą B nigdy nie celowała w jakieś wyjątkowo romantyczne i poetyckie kiecki, stawiając na wygodę i schludność, przy 100 procentach kobiecości.

Ten wykrój spełniał wszystkie warunki. Prosty model, zapinany z przodu na zamek, ukryty w listwie. Długość optymalna, bez szaleństw, ale przed kolana :-) Wybrałyśmy jasną tkaninę o splocie przypominającym dżins, elastyczną. Jedyną ozdobą kreacji są nakładane kieszonki z zakładkami, w których B mogłaby spokojnie pomieścić zestaw rapidografów, ołówków lub pędzli - gdyby była architektem. Albo komplet wierteł, kleszczy i elewatorów, gdyby wybrała zawód dentystki ;-)

B jest inżynierem ochrony środowiska. W zmarszczonych kieszonkach jej sukienki mogłyby zatem znaleźć się: metrówka, sierpak, wkrętak i może klucze imbusowe albo oczkowe, cęgi, przecinaki i końcówki do grzechotek. Oczywiście B nie musi nosić tych wszystkich rzeczy i jej kieszonki pozostają tylko wyrafinowaną ozdobą.


Tu rozpościera się teren, na którym moja grafomańska natura jest bezsilna. Świat techniczny, ściśle wytyczony, nazwany i wymagający precyzji. Męski. Inżynierka łatwiej kojarzy się z nazwą przedmiotu, niż z żeńską formą słowa inżynier. Na szczęście, takie korelacje odchodzą w przeszłość. Dzięki paniom inżynierkom, takim jak B. Uroczym i seksownym fachowcom. Z wyczuciem stylu i konkretną wiedzą. Kierowniczkom, które nawet nagany potrafią udzielić z wdziękiem, choć stanowczo. Zresztą, oddajmy głos B, a żadne malownicze opisy i wychuchane komplementy nie będą potrzebne:

Jak chodzisz po mieście, to w chodnikach są takie żeliwne okrągłe "pokrywki" - to są skrzynki na zasuwy wodne. Taką skrzynkę podważa się nożem sierpakiem i tam wygląda z niej "kopsztyk" czyli takie przedłużenie zasuwy. Na ten kopsztyk nakłada się "klucz do wody" czyli metrowy pręt zakończony kwadratowym gniazdem na dole i poprzeczką na górze i kręci się - koleś ma wodę albo nie ma :-)
(...)
Szela to opaska naprawcza na rurę, w której zrobiła się dziura. Jest jeszcze sztynder - to taki metalowy słupek, który się zakłada na trawnikach i tam się umieszcza tabliczki z odległościami od zasuw. Na początku byłam załamana, ciągle mi się myliły szele ze sztynderami :-)
(...)
Kiedyś podszedł do mnie koparkowy i powiedział, że chce szeklę do łyżki w koparce i zaczął mi tłumaczyć o co mu chodzi - a ja na to, że wiem doskonale co to jest szekla. Ale z żagli oczywiście a nie z koparki. Ale ta szekla to taka sama jak na żaglach tylko z 10 razy większa :-)

Dziękuję B za udzielenie wywiadu i K za kolejną zabawną produkcję foto.

wtorek, 9 marca 2010

Masterpiece

Zgodnie z obietnicą, dziś kawałek arcydzieła :-)

To było prawdziwe wyzwanie! Zamówienie oraz wstępny szkic zostały mi przedstawione już wczesną jesienią. Życzeniem K, miałam stworzyć dość swoiste ubranko - pokrowiec na narzędzia do motocykla. O bardzo konkretnych wymaganiach. Na tyle duże, by zmieściły się w nim wszystkie elementy. Jednocześnie na tyle małe, aby całość wpakowała się zgrabnie w niewielką przestrzeń motocykla.

Nie było łatwo. Długo nie mogłam odnaleźć się w roli kreatora akcesorium dla jednośladów. Z braku pomysłów i odpowiedniego tworzywa, całą zimę odkładałam realizację tego wyrafinowanego zadania. Ale, gdy coś drgnęło ospale na froncie przedwiosennym, wena w końcu mnie dopadła :-) Ale po kolei.

Kilka dni temu, w drodze do pracy, z radia zaatakował mnie pierwszy koncert fortepianowy Czajkowskiego. To jeden z tych kawałków tzw. muzyki poważnej, który rozpoznaje się po pierwszych taktach. Charakterystyczne grzmiące akordy. Plus widok zza autobusowego okna. Aż się chce dopisać słowa do tego walenia w klawisze:

Słońce, deszcz, mgła
Słońce, deszcz, grad
Słońce, deszcz, wiatr


Ewidentnie, to jest utwór o walce. O ciężkim boju, w jakim powołują się do życia przebiśniegi, wiosna, dzieła sztuki. Tygiel. Dlaczego mówi się: "W marcu jak w garncu"? Tylko dlatego, że powiedzenie: "W marcu jak w pierwszym koncercie fortepianowym Czajkowskiego" jest ciut za długie ;-)

A o to właśnie chodzi, coś się kotłuje, bulgocze, gotuje. Śnieżyca spada na pierwszą trawę, zima kontratakuje, by za chwilę ustąpić znów promieniom słonecznym. Nowe wyłania się w potwornym zamęcie, wykluwa się z ciemności, wyszarpuje siłą swoje istnienie...

Z takiej czarnej zimowej czeluści, w bólach tworzenia, narodził się w końcu projekt dla mojego Mistrza :-) Za bazę posłużył fragment czarnego sztruksu, z zasobów Mamy K. Wszystkie chromowane elementy zostały karnie poustawiane w swoich celach i przypięte szpilkową strażą. Aby zapobiec ucieczce niesfornych lokatorów, brzegi kwatery wzmocniono szeregiem plastikowych wieżyczek - połową zamka błyskawicznego. Najbardziej newralgicznej krawędzi pilnuje dodatkowo obszycie ze skóry oraz czarny rzep. Całość została przestrzelona w każdym możliwym kierunku długimi seriami automatycznych szwów. Mam nadzieję, że to pacyfistyczne więzienie dla kluczy szybko się nie rozleci.


Teraz pozostaje tylko czekać na ostateczne zwycięstwo wiosny, na triumf światła, defiladę krokusów i owację zachwyconej przyrody. Motór już niecierpliwie przebiera kołami w garażu i śni o ciepłych objęciach szosy. Może wystarczy jeszcze tylko jeden zryw, jeszcze jedna zmiana linii frontu! Wyrwijmy się wreszcie z ciemnego worka podłej zimy!!!

środa, 3 marca 2010

Księgowy Łastoczkin

Dziś jest Międzynarodowy Dzień Pisarzy. Czy blogger jest pisarzem? Chyba tak, a już z pewnością ma większe prawo do tego święta, niż np. pisarz wojskowy :-)
Taki księgowy to też właściwie pisarz, bo codziennie produkuje zestawy słów na potrzeby rożnych swoich księgowych (a chciałoby się rzec: księgarskich ;-)) Bardzo Ważnych Obowiązków.

A na dodatek, i w księgowości, i w pisarstwie pojawiają się elementy absolutnie niewytłumaczalne i zaskakująco zagadkowe. A wtedy i pisarz, i księgowy przecierają oczy ze zdumienia. Taki księgowy Łastoczkin, na przykład. Była umowa z wielkim zagranicznym artystą od czarnej magii? No była, musiała być spisana. A gdzie jest? Nie ma. I tu biedny Łastoczkin otwiera szeroko i bezradnie swoje ramiona, przyodziane w urzędową koszulę. Czary.

Może nie jest to akurat najważniejsze, ale jego służbowa rubaszka jest zaopatrzona w fachowe i praktyczne czarne zarękawki na gumce. (Proszę zobaczyć: "Мастер и Маргарита", odc. 5, około 35 minuty.) Takie ochraniacze są po prostu niezastąpione w pracy biurowej, więc nie mogłam się im - jako biuralistka - oprzeć. Cudowne połączenie bajronicznej formy i urzędowej schludności. Skleciłam więc naprędce, przedwczoraj, księgową koszulę z zarękawkami, na stałe wszytymi w rękawy.


A dlaczego pusta w środku? A czemuż to na miejscu Prochora Piotrowicza, Przewodniczącego Komisji Nadzoru Widowisk, siedział bezludny garnitur w prążki i pracowicie wypełniał papiery pustym mankietem? I jeszcze rugał niewinną niczemu, szlochającą Annę Ryszardownę, osobistą sekretarkę? Bo go diabli wzięli! Jak każdego kancelistę, prędzej, czy później ;-)

Zniknięcie z własnego przyodziewku to chyba i tak lepsze rozwiązanie. Bieganie po Twerskiej w samej bieliźnie (lub nawet bez), co przytrafiło się zachłannym na paryski glam, moskiewskim szafiarkom, po pokazie czarnej magii i jej, jakże wstydliwym, zdemaskowaniu, to dopiero gorsz(ąc)a sprawa.

Nie znam osoby, której przynajmniej raz w życiu nie dopadł sen, że znajdując się wśród ludzi, w centrum miasta, nagle konstatuje własną goliznę. Wyjątkowo dotkliwe doznanie. Pewnie Freud wymyśliłby coś maniakalnego na ten temat.
I ja nie raz borykałam się ze swoją nagością w onirycznym tramwaju, lecz to pikuś, w porównaniu z inną obsesją. Jako amatorska krawcowa, poznając od podszewki (sic!) wykrój, dobierając nici, guziki i składając te puzzle w strój, nieustannie boję się jednego.
Że pewnego pięknego dnia, w samym centrum miast i wsi, na skutek bliżej nieokreślonej Mocy, moje kreacje rozpadną się na części pierwsze! Wszystkie szwy puszczą, nici w magiczny sposób znikną a fragmenty stroju rozlecą się na wszystkie strony, pozostawiając właścicieli w zaskoczonym negliżu.

Może to skutek znajomości tematu? Człowiek napatrzy się na te papierowe nieodgadnione, tajemnicze kształty, rysuje, wycina, układa, znów wycina. Zestaw zajęć zaawansowanego przedszkolaka, a przecież dzieciństwo to freudowskie źródło wszystkich naszych manii :-) Na przykład wykrój księgowej koszuli - czyż nie wygląda jak jakiś przekombinowany test Rorschacha?


A może, po prostu, winna jest zbyt bujna wyobraźnia, połączona z lękiem o poziom osobistych zdolności? Może to cena, jaką musi zapłacić każdy, kto chce czynić coś twórczego? Strach pomyśleć, jakim fobiom trzeba się będzie poddać, aby osiągnąć poziom mistrzowski. Poeta Bezdomny ganiał po Moskwie w kalesonach i z obrazkiem świętego, przypiętym na klacie, domagając się pięciu motocykli z karabinami. Szalony? No, zamknęli go w domu wariatów. Ale jeśli to właśnie on jest duchowym ojcem alladynów i t-shirtów z nadrukiem?

Swoją drogą, nigdy nie myślałam, że Bułhakow tyle napisał o odzieży :-)
Co prawda, jako mężczyzna, posiada zupełnie inny punkt widzenia ("twoja sukienka przed czasem zdradza mi to, co mnie czeka być może jeszcze dziś", słowami innego mistrza). Mężczyzna podobno przygląda się damskim kreacjom z inżynierskim zacięciem, zastanawiając się nad sprawą nadrzędną: jak się z tego wyciąga kobietę? Bułhakow też dociera do tej kwestii. Dlatego Hella paraduje tylko w maleńkim fartuszku na biodrach i ulicą Twerską obywatelki truchtają w samych reformach. A Małgorzata zniewala swoim opętańczym śmiechem, latając na miotle nad Moskwą kompletnie nago...

Michaile Afanasjewiczu, pisarzu niezrównany, gdziekolwiek jesteś, z okazji Międzynarodowego Dnia Pisarza, składam ci hołd. Czegoś ty się napalił? Powtórzę za Maleńczukiem: też tego chcę ;-)

p.s. Małgorzata uszyła dla swojego Mistrza czapeczkę, wyhaftowaną złotą nitką.
Ja mam ambicję stworzenia pokrowca na motocyklowe klucze, dla K.
Fotka pojawi się, gdy tylko dzieło ujrzy światło dzienne :-)