niedziela, 21 marca 2010

Guns N'Roses


O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju,
Pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju!

O wiosno! kto cię widział, jak byłaś kwitnąca


Tyle wieszczu Mickiewicz. Dlaczego wiosna i wojna razem? Skąd u nas historyczne koneksje kwiatów i broni? W rodzimej twórczości ludowo-patriotycznej, co i rusz wyrastają takie korelacje. Rozkwitają pąki białych róż, a Jasieniek wciąż nie wraca z wojenki . Na Monte Casino kwitną czerwone maki. A chabry są, oczywiście, z poligonu.

U nas, w Polsce, wiosną kobiety wiły wianki a mężczyźni czyścili broń. Ruszały hufce krokusów i żołnierzy. Jak tylko puszczały mrozy i wysychały pośniegowe błota, rozkwitały wiosenne ofensywy na obydwu frontach. Tym kwiatowym, i tym wojskowym.

Jeśli chodzi o front roślinny, sprawa jest prosta. Zakwitający świat jest świetną inspiracją dla mody. W wiosennych trendach co roku pojawiają się łączki, róże i inne bukiety. Tak było, jest i będzie. Nie ma tu żadnej filozofii. My, kobiety, po prostu lubimy rozkwitać :-)



Materiał na dwie Kwiatostanowe sukienki kupiłam, bo przypominał mi obrus w róże, z którego dawno temu uszyłam hippisowską kieckę do ziemi. Podobnie jak Scarlett o'Hara, która w czasie wojny secesyjnej machnęła kreację z zasłony, miałam niegdyś przyjemność uszyć sukienkę z tkaniny obiciowej a także z flanelowych kalesonów, o czym może kiedy indziej :-)

To też dla nas, kobiet, cecha znamienna - potrafimy sobie poradzić w najróżniejszych warunkach i wykorzystać to, co jest pod ręką. No bo skąd w ogóle wziął się w modzie trend militarny, który znów tej wiosny bezpardonowo zaatakował nasze szafy? W czasie II Wojny Światowej, wobec kryzysu i nawoływania do poświęceń, kobiety zakładały mundury, a te które zostały w domu szyły ubrania z wojskowych battledressów. Po każdej stronie frontu, babki umiejętnie przeszywały żołnierskie kurtki na żakiety, wykorzystywały armijne plecaki i pasy. Potrzeba matką wynalazków. A potem ruszyły w świat długie kolumny bojowych sukienek ;-)



O ile Kwiatostanowa była dla B wiosenną niespodzianką, o tyle sukienki-Żołnierki projektowałyśmy razem. To było bardzo fajne i twórcze zajęcie, które wspominam z przyjemnością. Usiadłyśmy z kilkoma numerami Pisma i - omawiając każdy szczegół po kolei (patki, kieszonki, kontrafałdy) - stworzyłyśmy projekt naszej własnej sukienki militarnej. B wybrała czerwień, w której wygląda jak brytyjski generał. Mnie przypadł maskujący zielony, w którym przypominam rekruta. No cóż, w wojsku obowiązuje przecież ścisła hierarchia.

Nasze sukienki wiszą w szafach daleko od siebie. Czasem, może w nocy, westchną z tęsknoty. Czekają - jak ich właścicielki - na kolejne spotkanie, na radość oraz dyskretną lustrację, czy ta druga aby dobrze wyprasowana, czy nie przyplątała się jej jakaś plamka albo nie odpruł podkład. Tylko takie problemy mogą mieć współczesne kreacje.

I, chociaż wokół wiosna radosna i wypada tylko wpaść w zachwyt między kwiecie, może warto wspomnieć inne czasy. Kiedy nie było beztroskiej zabawy przy tworzeniu militarnej kiecki. Kiedy szyciu towarzyszył lęk o najbliższych, o przyszłość, o życie. A zmartwieniem sukienek mogło być to, czy w ogóle się spotkają. Czy nie zostaną zniszczone, poszarpane, splamione krwią...

Wśród feerii wiośnianej, jedna chwila dla kobiet, które swoją wiosnę poświęciły czemuś bardzo ważnemu. Gdzie bylibyśmy, gdyby nie one?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz