środa, 17 lutego 2010

Narodziny Gwiazdy

Na początku było... futerko ;-)
Anielska biel i niebiański puch. Metr edenu. Przytuliłam twarz i oddałam się rojeniom o rajskich rejonach. Prezent urodzinowy od T.

Pierwszego dnia tylko patrzyłam. Na mięciutkiej powierzchni oparł się promień słońca i nastała światłość.
Drugiego dnia futrzane niebo powoli oddzielało się od reszty świata, wyłaniając w mojej głowie bardzo mgliste i nieokreślone kształty.
Trzeci dzień spędziłam na otulaniu się swoim prywatnym rajem na różne sposoby, a nowe projekty wynurzały się ze zwojów mózgowych jak kontynenty z odmętów mórz.
Czwartego dnia na firmamencie mechatego świata pojawiła się supernowa Nowego Projektu i eksplodowała entuzjazmem.
Piąty dzień upłynął na gorączkowym powoływaniu do życia kolejnych pomysłów, rozwiązań i wariantów kroju.
Szóstego dnia narodziła się Gwiazda.

Nie obyło się - jak zawsze w takich przypadkach - bez bólu. Bolały plecy (od pochylania się nad wykrojem), palce (odciski i pęcherze od ciężkich nożyczek), oczy łzawiły (od unoszących się wszędzie futrzastych kłaczków) a w gardle rósł wielki kosmaty krzyk&krzak.

I wiedziałam, że to było dobre. Ja - Kreator ;-)


Powstało delikatne maleńkie futerko, z krótkim raglanowym rękawkiem. Zapinane na jedną metalową zapinkę, pod szyją. Króciutka stójka. Przykrótkie, bolerkowate. Lśniąca podszeweczka. Zdrobnienia same wciskają się pod palce.

Scena z filmu "Śniadanie u Tiffany'ego". Eteryczna, subtelna Audrey Hepburn stoi na ulicy przed witryną słynnego jubilera i zajada drożdżówkę z papierowej torby. Jest zwyczajną nowojorską dziewczyną, lecz ma na sobie wieczorową czarną sukienkę, długie rękawiczki i ciemne okulary. Wygląda jak gwiazda. Kiedy zakładam moje nowe futerko, czuję się jak ona.

A skoro jesteśmy w hollywoodzkich klimatach, proponuję filmowy zwrot akcji. Niczym mięciutki, bielutki królik z kapelusza, wyskakuje... bliźniak głównego bohatera.


Pełne zaskoczenie? Jak dla Lorda Dartha Wadera wieść, że Luke Skywalker ma bliźniaczą siostrę? Przypominam, że numer z pojawiającym się znienacka bliźniaczym rodzeństwem, to - obok amnezji i nieznanego potomstwa - kamień milowy w rozwoju telewizyjnych produkcji. Znaczy się, dbam o dramaturgię :-)

Medialny świat to w ogóle taki Twin Peaks, roi się od bliźniąt. Księżyc kradną, zamieniają się rodzicami, zakładają Rzym, grają w telenowelach, na trąbkach... Paradoksalnie, odzieżowy bliźniak, czyli dwa sweterki w tym samym kolorze, noszone razem, najmniej są do siebie podobne.

Ten mój kosmaty bliźniak jest trochę większy od starszego brata, ale to wśród bliźniąt się zdarza. Arnold Schwarzenegger i Danny De Vito też raz byli bliźniakami.
Trafił do rąk Gosi, jako prezent urodzinowy. Kiedy go zakładała stojąc przed wielkim lustrem, jak przed witryną znanego jubilera, w jej oczach pojawił się blask.

TWINkle, TWINkle little star ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz