zasady

no women, no kids. Jak Leon Zawodowiec posiadam swoje niezłomne zasady, których przestrzeganie uchroniło mój krawiecki życiorys przed niejedną wpadką:  
  1. no B&B, czyli butów i bielizny nie szyję. Zastanawiam się tylko, czy to ograniczenie wypływa z prawdziwie wewnętrznych przekonań, czy raczej ze stricte praktycznych pobudek... Ale dobrze brzmi. W moim spisie strojów zakazanych figurują też - oficjalnie - wełniany płaszcz męski z ocieplaną podszewką, suknia ślubna, wielki teletubiś i garnitur damski. Bo trudne i pracochłonne, a ja lubię szybkie projekty, które pozwalają się stworzyć w ciągu kilku godzin a nie dni.
    Wszystkie wymienione kreacje uszyłam, niektóre po wielokroć. Ważne były osoby, dla których powstawały.
    No cóż, niezłomne zasady są także po to, by je łamać.
  2. Kolor. Jemu podporządkowany jest każdy projekt, przeznaczony dla mnie.
    Obowiązuje całkowicie absurdalna i wyjątkowo ograniczająca paleta barw, podzielona na pory roku. Przestrzeganie jej stało się czymś w rodzaju nowej religii, wg ewangelii Pani Aury:
    Wiosna to pora świeżej zieleni, różu i szarości. Króluje romantyzm, kwiaty i falbanki.
    Lato należy do firmamentu. Wszystkie odmiany niebieskiego i bieli. Sport, ruch, swoboda. Fasony luźne i proste.
    Jesień określają oczywiście brązy, w pomieszaniu z fioletem w każdym odcieniu. Dużo wełny, dzianiny, otulająco-ocieplających sukienek i długich płaszczoswetrów - trochę boho, trochę angielskiej wsi.
    Zima. Tak piękna czystość barw panuje w przyrodzie. Tylko biel, czerń i odrobina kobaltowego błękitu w cieniach na śniegu, czy rękawiczkach. Obowiązuje styl ziomalski, mimowolny, snowboardowy. Sztuczne futro. Oraz proste, minimalistycznie skrojone sukienki w czerni i bieli.