poniedziałek, 17 stycznia 2011

Moc Polarna

Gościły tu jakiś czas temu polarne Świnki Trzy, ale nie wyczerpały tematu. Ostatnio - jako, że blog dobiega końca - przejrzałam zeszłoroczne zapiski, swój ambitny plan blogowych wątków. Jak wiele pozostało tylko na papierze! Może zaserwuję na finał listę tego, co udało się uszyć i zachować w pamięci, natomiast zabrakło dlań literek. Tymczasem nie mogę się powstrzymać od wpuszczenia w medialny kanał moich licznych produkcji polarowych. Tym bardziej, że każda jest mi bliska i nosi w szwach swoją własną opowieść.

Polar Power ma długoletnią historię, wpisaną w dzieje rodzinne i towarzyskie. W tej sadze występują polary - kamizelki, polary - dresy i polary - sukienki. Za nestora rodu robi mój biały polar sportowy, motocyklowo-snowboardowy, ciągle sprawny, dwuzamkowy. A najmłodszy jest beżowy elegant z marszczonym golfem-kryzą na zeszłoroczne urodziny T. Dla kilkuletniej Kaliny skleciłam pomarańczowy zestaw dresowy z kieszonkami w kształcie liści. Całkiem mały Karol biegał w polarkowych gatkach spod mej ręki, i lale Laury też...

No i już się rozłażą niesforne polarne dzieciaki!
Aby jakoś uporządkować tę szaloną familię, podzieliłam ją na trzy Megamocne Klany:


Dresy i podomki

Kilka lat temu T wpadła na cudowny pomysł, aby każdy członek naszej rodziny otrzymał pod choinkę polarowe odzienie. Ciepłe rodzinnym ogniskiem i misiowatym splotem. W tym fantastycznym projekcie tkwił mały haczyk. T fundowała tkaninę, ja miałam szyć :-)
Nasz dom zamienił się w manufakturę męskich (bluza plus spodnie) oraz damskich (sukienka domowa) zestawów bożonarodzenowych. K, który był wówczas elementem dochodzącym, otrzymał polarową kamizelkę.
I udało się! Po drodze nabrałam takiej wprawy, że z rozpędu machnęłam jeszcze każdemu inicjały na odzieży. Jak szaleć to szaleć!

Mogłabym otworzyć firmę “Christmas Polar Express”, czy jakoś tak ;-)
Świąteczna inicjatywa owocuje nowymi pokoleniami dresów dla T, które w drodze ewolucji przeobraziły się w dżersej. W polarze jej za gorąco. Za to Magdzie w podomce świetnie się spało. Z tego wątku narodziła się kolejna dynastia:

Stroje do spania

Moja rodzina lubi się do łóżka ciepło i ładnie ubrać. Zwłaszcza mężczyźni. Nieznaną odnogą genetycznych deformacji, moim sztandarowym dziełem w dziedzinie nocnej stał się męski kombinezon do spania... Zwykle z lekkiej dzianiny w misie lub samochodziki. Trochę dziecinny i nieco kowbojski. Nogawki do kolan, bez rękawów, zapinany na szereg zatrzasków lub guzików. W takim dessous sypiał mój brat, brat Magdy oraz K. Widok kolesia po trzydziestce, odzianego w trykoty, niczym Superman w domowych pieleszach - bezcenny :-)

Zapewne, gdybym chciała zrobić interes na męskich nocnych kombinezonach, byłby to strzał w dziesiątkę. Nie znalazłam nic podobnego w świecie allegro. A tradycja rodzinna na pewno nie zaginie. Wczoraj K przywołał temat, pytając kiedy dostanie nowy model. Zapewne w motocykle... Dobrze, że z dzianiny w motóry zdążyłam wcześniej uszyć koszulę nocną dla J, kiedy wylądowała w szpitalu. Ale to już całkiem inna historia, czyli:

Odzienie szpitalne

Czasem zwyczajny człowiek też musi wylądować w szpitalu. A cały dzień w piżamie nigdy nie mieścił się w standardach naszej rodziny. Dlatego Tata do szpitala dostał samodzielną koszulę flanelową, kuzynka szary dresik a J dwie koszule nocne.
Oczywiście z J był największy zamęt. Materiał czekał spokojnie na wyznaczony termin, podczas gdy mała Ala (przekorna jak matka) postanowiła wychylić się na świat miesiąc wcześniej. W trybie pilnym, nocnym, powstały dwie koszuliny dla świeżej mamy. Warunkiem sine qua non były zatrzaski z przodu, aby w każdej chwili potomkini miała dostęp do źródełka. Zatrzaski nie były najszczęśliwszym rozwiązaniem, bo walory J w tym czasie mocno się poprawiły ;-(
Przecież to J, to nie mogło się udać!
Za to jedna z koszul miała nadrukowane motocykle, co miało oderwać jej myśli w tych chwilach uziemnienia. (Chyba zadziałało, bo świeżo upieczona mamusia przeistoczyła się niezwłocznie w rasową motocyklistkę.) Ubezwłasnowolniona w szpitalu J, z tzw. “braku laku” nosiła to, co jej podetknięto, więc nie mogłam przepuścić takiej okazji. Druga koszula była perfidnie różowa...

Ubiłabym zapewne świetny interes, stacjonując z maszyną na oddziale dla matek i oferując im rozpinane na biuście koszule z nadrukiem. W statki, samoloty, rakiety. Albo plażowe parasole i drinki z palemką. Co kto lubi...

A morał Sagi Rodu Polarowego? Proponuję dwa, do wyboru. Który lepszy?

1. Gdyby nie rodzina, mogłabym założyć trzy biznesy krawieckie ;-P
2. Gdyby nie rodzina, nie miałabym dla kogo szyć :-*