środa, 26 stycznia 2011

Holiday on Ice

Tymi słowami zwraca się do mnie J, ilekroć moje nowe wdzianko wzbudza jej zainteresowanie. Odzywka może oznaczać, że ciuch jest wyjątkowo:

* kiczowaty
* wyrafinowany
* szykowny
* tandetny

Albo wszystko naraz.

Nadal nie wiem, czy jest to komplement, czy obelga. Trzeba zatem wywołać wilka z lasu. Śmiało stawić czoła twórczym inwektywom J, prowokując je świeżo wydziwaczoną kreacją.

Materiał nie wypadł sroce spod ogona - pochodzi ze spontanicznych, kratkowanych zakupów T, w wyniku których stała się posiadaczką ekscentrycznej Lady Peleryny. Do kompletu musiało powstać coś bzikowatego. Jakieś okrycie z pogranicza sztuki i kiczu, ze skrzyżowania cyrku, sportu i kabaretu. Główkowałam całą jesień. Aż nadeszło olśnienie, najprostsze rozwiązanie, co czaiło się od samego początku. Holiday on ice, oczywiście. Łyżwiarstwo figurowe!

Niech mi kto pokaże bardziej cudaczną dyscyplinę. Czy to jeszcze sport, czy już może teatr albo rewia? Żeby było jasne - mnie ta dziwaczność akurat nigdy nie przeszkadzała. Miałam, swego czasu, nagrane na kasetach wideo, pokazy z trzech kolejnych olimpiad. Jeden Brian Orser, drugi Boitano, Wiktor Petrenko, Philippe Candeloro, Klimowa i Ponomarienko, Maria Butyrska, Gordiejewa i Grinkow, Surya Bonaly, rodzeństwo Duchesnay... Mogłabym tak długo. Wspominam ich z rozrzewnieniem, jak starych znajomych, z którymi zerwał się kontakt. Spełniali moje marzenia.

Na razie, z braku czasu, kariera na lodzie nie jest mi pisana. Może później, to przeskoczę od razu do zawodowców. No i muszę sprawić sobie łyżwy.Te, w których onegdaj pomykałam po miejskich ślizgawkach (kiedy dotyczył mnie jeszcze obowiązek szkolny oraz prawo do zimowych holiday on ice), zaginęły w odmętach czasu. Tymczasem postanowiłam zainwestować w odpowiedni kostium, w którym będę mogła spokojnie budować formę.



Żadnych tiuli, cekinów, pończoch na ramionach i białych majtek na wierzchu, umówmy się, że nie o ten rodzaj doznań wizualnych chodzi. Raczej o wygodny, elegancki strój sportowy, który pozwoli mi przeskoczyć etap nauki, ominąć fazę mistrzowowską i od razu wkręcić pirueta do kabaretu. W którym mogłabym sunąć bez kompleksów obok Kurta Browninga.
Z powagą i kpiną, dystyngowanie i frywolnie. Z dziką frajdą.
Wygłup? Tak, ale z klasą. Ten facet był cztery razy mistrzem świata!



Kombinezon Holiday on Ice, z czerwoną podszewką i osobnymi mankietami, spełnił wszystkie moje wymagania. Co prawda, w trakcie debiutu towarzyskiego, okazało się, że nie jestem w stanie korzystać samodzielnie z łazienki. Zamek z tyłu, długi od szyi po tyłek. Uratowała mnie pomysłowość K. Suwak został zaopatrzony w smyczkę, jak rasowy kostium płetwonurka czy innego sportsmena. Czerwoną, z napisem 100 LAT WISŁY KRAKÓW. Niech żyje sport!

Tylko, nie wiedzieć czemu, na widok nowego wdzianka, J nie wypaliła swojej sztandarowej maksymy. Nic nie powiedziała. Czyżby ją zatkało? To prawie niemożliwe. Chyba, że naprawdę przekroczyłam wszelkie dopuszczalne normy. Zatem udało się, do zobaczenia na lodzie :-)