Były sobie świnki trzy... sport, muzyka oraz gry, oraz gry to my!
Dla tych przed trzydziestką coś z archiwum:
Tę piosenkę śpiewają a capella polary, które uszyłam dla K. Jeden gwiżdże, drugi nuci a trzeci pomrukuje basowo. Raźno się żyje w takiej gromadce, chętnej zawsze do harcerskiego wypadu na żagle, na motor, na spływ czy do knajpy.
Dlaczego aż trzy?
Pierwszy z wielkiej miłości, drugi przy okazji a trzeci mocno naciągany...
K zamówił polar dopasowany do figury, ponieważ sklepowe wyroby przypominają na nim wór po ziemniakach. Pierwszy egzemplarz z małą stójką, zapinany na zamek rozdzielczy, okazał się dziełem udanym. Z rozpędu i nadmiaru polarowej tkaniny, uszyłam mu zaraz drugi okaz. Bardziej wypasiony, w formie bluzy, wyposażonej w raglanowe rękawy i golf z asymetrycznym suwakiem. Jakiś czas później dowiedziałam się, że pierwszy, mocno zryty polarowy zwierz już dogorywa i cierpi na zamkowe dolegliwości. Niewiele myśląc zakupiłam kolejne polarne metry i skroiłam trzecią sztukę, urozmaiconą większą stójką i wykończeniami własnego pomysłu.
Zbyt późno skonstatowałam, że szelma K trochę nagiął rzeczywistość. Pierwszemu okazowi właściwie nic nie dolegało. Mała akcja igłą przywróciła mu zdrowie. K po prostu lubi mieć więcej.
I biegają świnki trzy, od Bałtyku po Tatry. Niech się bawią, brudzą, szmacą, tarzają i świnią. Póki ich frontowe życie K nie zmęczy.