wtorek, 19 października 2010

Zagadkowa Kratka

T kupiła kawałek wełny w kratkę. Ot... tak, bez wielkich planów. Był, to kupiła. Cała T. Na mnie spadła odpowiedzialność za wykoncypowanie stroju. Może kolejny żakiecik-nieśmiertelnik? O nie! Ile ich tam się w szafie chowa? Bez kozery powiem - pincet. To może - innowacyjnie - sukienka. Eee, odpada. Za tydzień T zażąda przecięcia sukienki w połowie, bo tak wygodniej. Nie, tu trzeba obmyślić zbrodnię doskonałą. Uszyć jej coś nieoczekiwanego, coś kompletnie zaskakującego, zagadkowego... Tylko co?

Kratka jest w granatowo-zielono-czarnej tonacji z czerwonymi akcentami. Patrzy z wyższością. Wypisz, wymaluj, królowa angielska. Może to jest trop, który doprowadzi do rozwiązania zagadki kratki. Ekstrawagancko. Honi soit qui mal y pense. To musi być coś z lekka cudacznego, co z dumą założyłby Sherlock Holmes, Mary Poppins i John Cleese. Na niepogody i dla wygody. No i w miarę uniwersalne, bo przymiarki nie wchodzą w grę. Trwa śledztwo w sprawie kratki po brytyjsku. Znaki szczególne poszukiwanej - dandysowata, dowcipna i dziwaczna.

“Nasz strój zmienia nasze spojrzenie na świat, a także spojrzenie innych na nas”. Tako rzecze Virginia Woolf. Od tygodnia prowadzimy z B (moją guru do spraw mody) skajpowo-telefoniczną dysputę na ten temat. Gdzie jest granica między wyrafinowaniem a śmiesznością? Co sprawia, że oryginalny ciuch zostaje uznany w oczach świata za zarąbisty, trendy, jazzy i w ogóle mega wow? A równie dobrze, mógłby robić za nowe szaty cesarza, obiekt kpin i drwin...

Odpowiedź podsunęła B, przymierzając figlarny, filcowy kapelutek z wełnianym kwiatkiem z boku. Na niejednej głowie wyglądałby dziwnie. Jak przebranie karnawałowe. B wygląda w nim ekscentrycznie uroczo, jakby przeniesiona z lat dwudziestych XX wieku. Dlaczego? Może z powodu wielkiego uśmiechu, może na skutek błysku w oczach. Czegoś, czego nie da się ująć w słowach. Trzeba to wytropić w lustrze :-)

Mam dla Ciebie, T, niespodziankowy strój. Przymierzyłam na chwilkę, aby Ci zaprezentować jego walory. Oto brytyjska do bólu PELERYNA.
Twoje poczucie humoru sprawi, że będziesz ją nosić z wdziękiem, a kobiety będą się za Tobą oglądać z podziwem. Nadaje się i na spacer po Baker Street, i na wywiad z wampirem, i herbatkę u królowej. Oraz do pracy w Ministerstwie Głupich Kroków. Jutro peleryna powinna pojawić się na Twoim pracowniczym biurku, jako koronny dowód kolejnej zbrodni na krawiectwie. Przyjemnego noszenia, T.


p.s.
Wpis dedykuję, z radością, Gołej Babie, za jej dziecięcy entuzjazm dla mojej tfu...rczości. Jako świeżo upieczony detektyw domniemywam, że chodzi jej o część literacką, ponieważ nigdy jej nic nie uszyłam. To zresztą byłoby zupełnie niepotrzebne, bo Goła Baba - jak sama nazwa wskazuje - świetnie obywa się bez ciuchów. Całus.