niedziela, 5 września 2010

Sen o surfingu

Lato... Ktoś je widział ostatnio?

W programie letnim coś się wyraźnie spieprzyło, może padła grafika, albo procesor się przegrzał od upałów. Nie wiadomo. Efekt jest taki, że projekt wysypał się przed końcem akcji, choć można było jeszcze sporo z niego wycisnąć.
Bez aplikacji “Lato.2010” jesteśmy skazani na mokre i zimne demo jesienne :-(

Pozostają wspomnienia, wyobraźnia lub sny.
A może nie ma między nimi różnicy?

Oczyma duszy wspominam to miejsce, w którym noce są ciepłe, a dni wypełnione słońcem i bryzą. Moja nowa sportowa sukienka świetnie się tu spisuje. Ma długi zamek z przodu, więc można ją błyskawicznie wkładać. Kaptur chroni przed słońcem. Gumki zapewniają wygodę i luz. Wymiana mokrych kąpielówek przestaje być plażową zmorą. Każdy, kto miał sposobność przebierania się pod ręcznikiem, wie, jaka to komiczna i niebezpieczna ekwilibrystyka.
Ta sukienka to emanacja komfortu, sportowego ducha i plażowej swobody.

Jest piękny poranek. Prosto z objęć Morfeusza wskakuję w bikini, w sportową kieckę i ulubione gumowe krokodyle. Łapię deskę pod pachę i lecę na plażę, łapać fale. W pędzie porannym zapominam o kawie, o kocie, o mężu. Zapominam o całym bożym świecie.
Istnieje tylko surfing.

Upss.
Mój prywatny architekt snów, mój nadworny grafik i cudotwórca właśnie postanowił sobie zażartować, wpychając mi pod pachę, zamiast surfingowej, deskę do prasowania :-) No cóż, jako krawcowa marząca o surfowaniu, powinnam zakasać rękawy i rzucić się w morską toń na moim wypróbowanym, niezawodnym sprzęcie!
We śnie przecież wszystko jest możliwe. Może dziś zaliczę swoją pierwszą jazdę w tubie?

W filmie "Incepcja", każdy z bohaterów, wkraczających świadomie w marzenia senne, dysponuje totemem - niewielkim przedmiotem, którego obecność i szczególne właściwości pozwalają odróżnić sen od jawy.
Okazuje się, że ja także mam totem. Bo kto mi wytłumaczy racjonalnie, dlaczego po domniemanym śnie o surfingu znalazłam w przedpokoju moje błękitne krokodylki, wypełnione plażowym piaskiem?

Wygląda na to, że resztę lata musimy dośnić sobie sami. Wszystkie nieprzepłynięte akweny, niegrillowane kiełbasy, nieskonsumowane romanse...
Zatem, dobranoc... ;-)