środa, 15 września 2010
Galeria_B. Babie Lato
Nie, nie wysłałam B żywcem do nieba. To fotomontaż. Może i spadło na nią kilka komplementów na łamach blogowych, ale aniołkiem to ona nie jest. O NIE ;-)
Dlaczego zatem buja w obłokach?
Zaczęło się od jej wybujałych wymagań. U progu zeszłego lata B oświadczyła, że życzy sobie elegancką sukienkę w kolorze “chmurny błękit z dodatkiem lila”. Jakim? Co się nachodziłam w poszukiwaniu takiej materii! I nawet kiedy znalazłam niezwykle elegancki, kosztowny, bielastyczny dżersej o wyrafinowanym, matowym połysku i mięsistej strukturze, nie byłam pewna, czy trafiłam z kolorem. A pokażcie mi faceta, który wie, co B miała na myśli!!!
W kolejnej odsłonie tej historii, B wskazała palcem konkretny model, na konkretnej stronie Pisma. Szykowną kreację z luźną, kimonową górą; portfelową, rozkloszowaną spódnicą i szerokim, wiązanym paskiem. Tu przymarszczona, tam mocno wycięta. Kwintesencja kobiecości. W tańcu rozwiana, łagodnie opływająca. Tyle teorii.
Tkanina okazała się niezmiernie wymagająca, niemal tak, jak jej przyszła właścicielka. Wszystkie wykończenia trzeba było dłubać ręcznie, bo materiał grymasił pod stopką maszyny. Na spódnicę poszło prawie trzy metry dżerseju, więc całość zrobiła się diabelnie ciężka, jak na zwiewną wieczorową toaletę. Pocieszeniem miał być fakt, że B zamierzała nosić ją latem także w dni powszednie, w celach pracowniczych.
Po pierwszej przymiarce było już wiadomo, że obszerny, chętny do wynurzeń, dekolt raczej wyeliminuje tę kieckę z ewentualnego codziennego użytkowania. A pierwsze próby noszenia dowiodły, że niewdzięczna materia zachowuje na sobie plamy po każdej kropli wody, niełatwo się prasuje i ciągnie swym ciężarem nosicielkę do ziemi, zamiast unosić ją pod niebiosa. Czasem niebieski nie oznacza niebiański...
Nie zdziwiłam się, kiedy B zareagowała niechęcią na propozycję pozowania w Chmurnym Błękicie. Kiedy oczekiwania tak bardzo różnią się od namacalności, trudno o dobrą minę. Ale tak to jest z amatorską zabawą w krawiectwo - nigdy nie wiadomo jaki realny kształt osiągnie wymyślone odzienie. Być może B ma też powoli dość roli, jaką jej zaserwowałam, a wychwalanie kiecki, której tak normalnie, po ludzku, nie znosi, było ponad jej siły.
A opadłszy z sił, leniwie wyciągnęła się na chmurnym posłaniu. Podniesioną dłonią zapewne nieśpiesznie liczy baranki, przed popołudniowym drzemankiem. Albo bawi się pajęczą nicią, jak ospała baba na obrazie Chełmońskiego. A może zaraz ułoży palce w międzynarodowy znak, informujący dosadnie, że mamy się szybko przestać interesować jej sprawami :-)
Takie słodkie lenistwo późnego, babiego lata. Samolubne, zdrowe i szczere. Kiedy mam głęboko w ... nosie resztę świata. W końcu, w wieku średnim, w miarę dojrzałym*, uczę się mówić: Nie podoba mi się, nie mam ochoty, nie zgadzam się. Zamiast nieustannie ogarniać rzeczywistość, wolę pognuśnieć horyzontalnie, rojąc o niebieskich migdałach.
Babie lato to podobno synonim dojrzałej kobiety. Spokojnej i zrównoważonej, jak wrześniowa pogoda - jeszcze słoneczna i ciepła, ale już bez burz. Czasem się trochę zachmurzy, popada. Ale sami popatrzcie, przecież w Chmurnym jest jej bosko ;-)
* w prefiksie lat pojawia się 3 lub więcej
p.s. czyli słowo od B:
nie powiedziałabym że jej nie cierpię - na weselu mojego brata sprawiła się wspaniale co widać na zdjęciach z wesela, raz odważyłam się przyjść w niej do pracy i gdyby nie duży dekolt to ponowiłabym ten epizod z chęcią
ale zbyt wiele uwagi zajmuje mi pilnowanie wystającego stanika
chodzę w niej za to do kościoła czasami kusić starszych panów :)