wtorek, 27 kwietnia 2010

Zielono mi

A kiedyś, podobno, ludziom za jedyny przyodziewek służył figowy liść ;-)
W naszym klimacie byłoby dość trudno utrzymać ten trend. Przez pół roku trzeba by korzystać z zapasów bielizny z lodówki:-) No i ten chłód w listopadowy wieczór. Brr... Całe szczęście, że każda moda w końcu mija.

Jednak, jak się wiosna wokół panoszy, łatwo zrozumieć ten pęd do ubierania się zielenią. Kiedy wszystkie rośliny przypominają sobie, że można się nieźle przystroić w liście. A drzewa, te wielkie, poważne, florystyczne persony, jak pannice z gimnazjum, zakwitają na różowo i biało. Głowę daję, że wiosną nawet Ewa Edeńska, oprócz stylowego listka, obnosiła hawajskie naszyjniki i kwiaty we włosach. A w taką kreację z liścia dałabym się ubrać z rozkoszą...



Koniec z porannym ponuractwem przed lustrem. Dosyć krytycznych osądów na temat własnej bladości, włosów bez połysku i steranej zimowej garderoby. Wiosna obudzi blask w oczach, uniesie fryzury, wyprostuje plecy. Niech klasyczne "Wyglądam jak strach na wróble" zamieni się w wielki komplement. Bo w kwietniowej oprawie nawet strach na wróble wygląda romantycznie, subtelnie i z klasą. Wiosną być strachem na wróble to nawet honor i zaszczyt. Stać na straży młodziutkich zielonych stworzeń :-)
Zatem ruszajmy między krzaki!

Najpierw, pośród bezkresnej szarzyzny, wyłaniają się nieśmiałe pędy. Tak młode, że nawet jeszcze nie nabyły właściwego koloru, oscylując między oseskową żółcią a szczypiorowatą zielonością. Dokładnie takie, jak drobne elementy kratki na szarej Plisowance:


Z dnia na dzień ożywają najbardziej egzaltowane i niecierpliwe magnolie. Jeszcze liścia nie wypuszczą, a już toną w olbrzymich kwiatach. Oda do piękna, pozbawionego zbędnych dodatków. Zestaw Magnoliowaty miał symbolizować tę prostotę. Pomysł zakładał szerokie spodnie z maksymalnie podwyższonym stanem - w roli pnia - i małą bluzeczkę z żorżety, obsadzoną jako kwiat. Ale stchórzyłam i wykombinowałam zestaw symulacyjny. Bluzka dłuższa a spodnie do talii. Razem dają efekt zbliżony do zamierzonego, jednak o niebo praktyczniejszy w użytkowaniu codziennym niż portki po pachy.


A potem rozkręca się karuzela. Kolejne rośliny włączają się do gry w zielone. Wszystkie liście są świeże, jeszcze wolne od miejskiego kurzu. Połyskują rosą. Ten połysk przyciągnął mnie do pistacjowego materiału w kwiaty. Troszkę brokatu. Jak poranny szron na trawie. Jak blask wąskich listków wierzby na wietrze. Forma musiała być prosta. Nawet guziki okazały się niepotrzebne. Wyrosło z tego Związane Wdzianko, bardzo wiosenne i dziewczęce.


Kwiecień kwitnie dalej, mocniej, dłużej. Nadciąga maj a wiadomo - w maju jak w gaju (raju?). Teraz dopiero dopadnie nas apogeum płatków, pręcików, pyłków, kolorów, kształtów i tekstur. I wszystkie odmiany zielonego. Orgia od marengo, mięty i jaśminu, przez groszki, seledyn i grynszpan po oliwki, szmaragd i malachit. Dysząca, gorąca zieleń. Prawdziwy busz, albo wersja dla mieszczuchów ;-)


W ramach zielonego orgazmu serwuję rozbuchaną Limonkową Falbaniastą. Trzy zmarszczone warstwy bawełny z koronką. Zrobiła takie wrażenie wśród rodzimych kobiet, że wyprodukowałam jeszcze kilka wersji - dla T, dla Basi i dla Magdy.
Towarzystwa napalonej kiecce dotrzymuje dżersejowa Dżungla. Materiału było tyle, że jeszcze T załapała się na podzwrotnikową kreację. Znów prosta forma, bo przy takich wzorach kombinowanie z wykrojem to grzech pierworodny. Tylko marszczenie pod biustem i portfelowa góra.

I dusza robi się gorąca i wilgotna jak las tropikalny, jak ogród edeński. Zielono mi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz