sobota, 3 kwietnia 2010

Pisankowa Panienka i Wielka Baba

Z okazji Świąt Wielkanocnych, pragnę podzielić się moimi przepisami na świąteczne specjały. Pierwsza receptura, na Pisankową Panienkę, choć niełatwa, jest fenomenalnie znakomita w konsumpcji. Natomiast drugi z przepisów, na Wielką Babę, mimo oczywistych składników, bywa niesłychanie skomplikowany i podatny na kłopoty z niekontrolowanym rośnięciem.
A oto szczegóły:

Pisankowa Panienka:

Bierzemy dwa metry sztruksu w prążki. Piękne, kolorowe paseczki w odcieniach różu i fuksji, zapewnią nam świetną podstawę do pracy.
Z tkaniny wykrawamy elementy żakietu i spódniczki (bardzo ciekawy projekt, Pismo 2/2006). Na etapie wykroju, bierzemy pod uwagę obecność prążków, które nie tylko ułatwiają zadanie, ale i pobudzają wyobraźnię twórcy. Dlatego dodajemy własne ingrediencje w postaci poprzecznych szerokich mankietów.
Bez żalu rezygnujemy ze składnika zwanego podszewką, bo nasza potrawa jest przeznaczona na ciepłe, wiosenne dni.
Za pomocą jednej, jedynej przymiarki, dopasowujemy całość produktu do wdzięcznej sylwetki B. Żadnych jajek - niespodzianek nie trzeba dodawać.
Po kilku godzinach spędzonych pod maszyną, Pisankowa Panienka jest gotowa do konsumpcji. Wzrokowej, wszak B ma męża ;-)


Wielka Baba

To przepis na bluzkę, na który potrzebujemy około metra lekkiej, bawełnianej tkaniny. Przypadkowo, wzór i kolorystyka są podobne do Pisankowej Panienki.
Trzeba sobie jasno uświadomić, że produkt stwarza od początku wielkie trudności. Mamy rok 2006, J jest w zaawansowanej ciąży z synem Bartem. Projekt musi uwzględniać ten fakt.
Wykrawamy, za pomocą papierowych wykrojów i dużych nożyczek, składniki tego dania
- portfelową część stanika
- krótkie, zgrabne rękawki
- szeroką część dolną, odcinaną pod biustem,
- dwa długie paski, do zawiązywania z przodu lub z tyłu
Po wstępnym przygotowaniu, umieszczamy J w wewnątrz, jak tancerkę w torcie urodzinowym. Niestety, na tym etapie, przepis okazuje się stanowczo nietrafiony. Wielka Baba nie urosła nam do zakładanych rozmiarów formy. Konieczne są poprawki w ilości składników.
Po stosownych pomniejszeniach, zapraszamy J na kolejną próbną degustację, a czas już najwyższy, bo to produkt na wesele w rodzinie, które nadciąga.
Mimo życzliwych działań ze strony własnego męża Wojtka, polegających na siłowej próbie podciągnięcia krytego zamka i konstruktywnej propozycji wciągnięcia brzucha, J nie mieści się w prążkowanej brytfance...
Za bardzo nam wyrosła? Oj, wydaje mi się jednak, że zbyt mocno okroiłam ten przepis. Proponuję używać składników rozumnie, biorąc pod uwagę zmienne rozmiary Bab, którym na wiosnę pęcznieją brzuchy oraz własne możliwości warsztatowe.

Niestety, nie pozostała po nim żadna fotografia.

(A jednak mi się upiekło!
J postanowiła odzyskać zainwestowane finanse i wystawiła produkt na sprzedaż w internecie, zakładając, że jakaś inna Wielka Baba będzie bardziej pasować do formy. Szybko założyłam tajne konto, i po kilku wymianach maili, wylicytowałam własny, zakalcowaty wyrób. Po kolejnej przeróbce, służył mi jeszcze kilka lat.
Nie wiedziałam wtedy, że to dopiero początek wielkiej odysei. Że antyklientka J pozostanie dla mnie niepokonanym wyzwaniem, że mimo licznych prób, nie uda mi się - jak dotąd - upichcić dla niej sensownego stroju. O szczegółach kiedy indziej. Ale dopóki piłka w grze... Nie poddam się.)

Życzę Smacznego Święconego, a zwłaszcza Wielkanocnych Jaj i Bab ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz